środa, 29 lipca 2015

Rozdział 4

Justin’s POV

Oblizałem swoje pełne wargi, obmyślając w głowie plan. Dzisiaj jest ten dzień, dzisiaj nareszcie będę w swoim żywiole. Odwróciłem głowę w bok, patrząc na kraty w oknach i skrzywiłem się lekko, dziękując w duchu, że jest już dosyć ciemno. Wyciągnąłem spod poduszki swój scyzoryk i obróciłem go w dłoni kilka razy, uśmiechając się pod nosem. Tak bardzo tęsknię za zabijaniem, za widokiem krwi, za błagającym wyrazem twarzy tych wszystkich ludzi, którzy umierają w męczarniach. Tym żyję, tym oddycham. Mówcie sobie co chcecie, że jestem psychiczny, że powinienem się leczyć..  I tak mam to w dupie.
Podniosłem się z łóżka, poprawiając swoje brązowe włosy i zagryzłem dolną wargę, rozglądając się dookoła. Zaraz przyjdzie pielęgniarka, bym zszedł na dół, do głównego pokoju, wiecie, taki w którym wszyscy pacjenci się spotykają, rozmawiamy i takie tam. No tak, oni grają w karty, a ja w tym czasie zabijam ludzi. Różne są hobby.. Spojrzałem w stronę drzwi, które się otworzyły, a w nich ukazała się ta pielęgniarka. Zmierzyłem ją od góry do dołu i powoli oblizałem swoje wargi. Mam ją zabić, ale cholera, jest gorąca. Maya. Takie słodkie imię i taka słodka twarzyczka. Ciekawe jak to jest być nad nią i ją ostro pieprzyć.. Pewnie idealnie zaciskałaby się na moim.. Dobra, Bieber, hej, nie pędź tak daleko. Spokojnie.
Pokręciłem głową, wyrzucając te myśli ze swojego umysłu i ruszyłem za nią, schodząc na dół. Wsunąłem ręce do kieszeni swoich dresów i westchnąłem, gdy Maya popchnęła drzwi i weszła do wielkiej sali. Zacisnąłem swoje wargi, zajmując miejsce obok jakiegoś blondyna i oparłem się wygodnie o krzesło, udając, że słucham ich jakże fascynującej rozmowy. Muszę tu posiedzieć z 20 minut, by nie było żadnych podejrzeń i wyjdę ukradkiem tylnym wyjściem, które nie jest pilnowane. Pewnie zastanawiacie się skąd to wiem? No cóż.. Nie siedzę tu tydzień, by znać już cały plan budynku. Wiem dokładnie, gdzie stoją ochroniarze, o której godzinie zamykają drzwi. Wiem po prostu wszystko.
Warknąłem, gdy poczułem szturchnięcie w żebro od blondyna i przyłapałem się na tym, ze cały czas patrzyłem na Maye. Kurwa.
-Niezła jest ta nowa, prawda? – uśmiechnął się złośliwie chłopak, wskazując na nią brodą. – Muszę użyć swojego uroku i zacząć z nią trochę poflirtować.
-Ta, jasne – prychnąłem, nie chcąc go dłużej słuchać. On i jego urok? Niech mnie nie rozśmiesza. Maya nigdy nie będzie jego, bo ona już teraz należy do mnie.


Maya’s POV

Poczułam, jak moje policzki robią się lekko czerwone, gdy zauważyłam, że Justin ciągle się na mnie patrzy. O co mu chodzi? Przypomina mnie sobie? Wie już kim jestem? Zabije mnie teraz? Nie, to niemożliwe. Gdyby wiedział kim jestem, byłby wobec mnie inny. Zagadałby do mnie. Aż mi się rzygać chce na tę myśl. Wspominałam już jak cholernie go nienawidzę?
-Chyba wpadłaś w oko naszym pacjentom, wszyscy na ciebie patrzą – szepnęła do mnie Marie, jedna z pielęgniarek. – Tylko uważaj, bo oni to potrafią idealnie wykorzystać.
-Spokojnie, jestem tutaj, by pracować, a nie wdawać się w romanse. Będę ostrożna – skinęłam głowa, uśmiechając się do niej lekko.
-To dobrze, ale szczególnie uważaj, na Biebera. Sama przeczytałaś już na pewno jego dokumenty i wiesz jakie ma usposobienie – westchnęła cicho, siadając wygodniej na krześle i rozejrzała się dookoła. Oj, ja już to osobiście wiem..
-Wiem, wiem, dam sobie radę, może i jestem młoda, ale jednak doświadczona przez życie – zachichotałam, wzruszając swoimi ramionami.
Gdy Marie już nic nie odpowiedziała, nagle do głowy wpadła mi jedna rzecz. Jego scyzoryk. Przecież pacjenci tutaj nie mogą mieć ostrych rzeczy, wszystkie oddają na wejściu. Jak mu się udało go przemycić? I po co mu ten scyzoryk? Na pewno nie po to, by obierać sobie jabłka. Zagryzłam mocno dolną wargę, bojąc się, że moje przypuszczenia mogą się okazać prawdą. Rozejrzałam się dookoła, chcąc wychwycić wzrok Justina, ale bezskutecznie.
Cholera, nie ma go.


Justin’s POV

Jakie to było proste, jak zawsze. Wszyscy są tu tak naiwni i głupi, że nawet nie wiedzą, co wokół nich się dzieje. Bez problemu wyszedłem z sali, by udać się do tylnego wyjścia i nawet się nie obejrzałem, a już byłem na zewnątrz. Przymknąłem swoje powieki, czując delikatny powiew zimnego wiatru na swojej twarzy i uniosłem swoje kąciki ust do góry. Dawno kogoś nie zabiłem. Trzy dni temu.. To zdecydowanie za długa przerwa jak dla mnie. Jestem uzależniony. Tak jak narkoman od narkotyków, alkoholik od alkoholu, palacz od papierosów. Ja jestem uzależniony od zabijania i gdy tego nie robię, włącza się taki ‘’głód’’. Od razu ręce zaczynają mi drżeć, oddech staje się szybszy, a krew szybciej krąży. Uzależniony człowiek mnie na pewno rozumie.
Ruszyłem w stronę swojego miejsca, gdzie zazwyczaj przebywa moja kolejna ofiara. Wspominałem już, że zabijam te osoby, które na to zasługują. Teraz skupiłem się na mężczyznę w podeszłym wieku. Ma dwójkę dzieci, żonę, ładny dom, samochód, a co za tym, idzie dobrze płatną pracę. Czemu chcę, by umarł? Proste. Był jedną z tych osób na widowni, w sądzie, kiedy wydali na mnie wyrok o umieszczenie w zakładzie psychiatrycznym. Idiota chciał bym tam poszedł. Teraz to jego ‘’tak’’ się przeciw niemu nieźle obróci.
Wywróciłem swoimi oczami, stając przed drzwiami klubu ze striptizem i zaśmiałem się pod nosem. Idealny mąż, idealny ojciec.. Wszedłem do środka, a do moich nozdrzy od razu dotarł zapach papierosów i alkoholu. Zapaliłbym sobie coś i to natychmiast. Rozejrzałem się dookoła i oblizałem powoli swoje usta. Wystrój był oczywiście w kolorach ciemnych, przeważał czarny i czerwony. Na środku był bar, na którym tańczyło kilka kobiet. Gdzieniegdzie były poustawiane klatki, w których tańczyły striptizerki, w swoich obcisłych strojach. Nie powiem, ale zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie w bokserkach. W środku było dużo ludzi, szczególnie mężczyzn. Zaśmiałem się pod nosem, gdy jedna z dziwek prowadziła do osobnego pokoju starszego mężczyznę. Gdybym nie był tutaj z misją, pewnie też bym tam wylądował..
Odnalazłem wzrokiem swoją ofiarę i powoli do niego podszedłem. Usiadłem obok niego, a temu o mało co oczy z orbit nie wyleciały. Przezabawny widok.
-Pamiętasz mnie? – wychrypiałem, patrząc na dziewczynę, która tańczyła na stole, przy którym siedzieliśmy. Miała nie więcej niż 21 lat, długie, blond włosy i o dziwo, mało makijażu na swojej twarzy. Ubrana była tylko w czarne stringi. W tak młodym wieku jebać sobie życie. Jestem chyba hipokrytą, bo ja mam tyle samo co ona. No ale ja to inna historia.
Spojrzałem na mężczyznę, który z trudem przełknął ślinę i poprawił swój krawat, przenosząc na mnie wzrok.
-Jesteś Justin Bieber. Nie sądziłem, że tak szybko cię wypuszczą – mruknął cicho, upijając łyka swojego drinka.
-Jak to miło, że nadal mnie pamiętasz. A tak na marginesie, to nadal tam siedzę, po prostu wybrałem się na mały spacer – uśmiechnąłem się do niego sztucznie, obserwując jego reakcję.
-Więc.. co ty.. co ty tu robisz? – zająkał się, odstawiając szklankę na stół i rzucił kilka banknotów pod nogi dziewczyny.
-Chciałem zobaczyć, co u mojego starego kumpla słychać. Co, już nie możemy powspominać sobie starych czasów? Jak to wysłałeś mnie do psychiatryka? – warknąłem, zaciskając swoją szczękę i zacząłem szybciej oddychać.
-Należało ci się, zabiłeś swoją matkę i siostrę, jak ci nie wstyd – prychnął, wywracając swoimi oczami. O nie, tego już za dużo. Nikt nie będzie wywracał na mnie oczami.
Podniosłem się ze swojego miejsca, dając złudną nadzieję, swojemu przyjacielowi, że chcę odejść. Złapałem go mocno za ramię i szarpnąłem nim, by szedł za mną.
-Idziesz za mną, albo zrobimy małą szopkę – warknąłem, przeciskając się przez ludzi, by dojść do wyjścia. Gdy byliśmy już na zewnątrz, skierowaliśmy się w opuszczoną uliczkę, która nie była daleko od klubu. Popchnąłem mężczyznę przed siebie i przekrzywiłem głowę na bok. – Teraz mnie posłuchaj, musisz zapłacić za to co mi zrobiłeś kilka lat temu swoim życiem.
-Nie, proszę cię, ja mam rodzinę, mam dzieci i żonę, co oni zrobią beze mnie – szepnął błagalnie, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko. Ciągle to samo, rodzina, dzieci, blablabla.
-Gówno nie rodzina. Gdybyś wiedział co to jest, nie siedziałbyś w klubie ze striptizem i gapił się na nagie panienki, które zapewne później pieprzysz – warknąłem, zaciskając dłonie w pięści i zrobiłem krok w jego stronę.
-I ty będziesz mi mówić, co to jest rodzina? Ty, który zabiłeś swoją matkę i siostrę, będziesz mnie pouczał na czym polega bycie mężem i ojcem? – prychnął śmiechem, kręcąc głową. – Nie rozśmieszaj mnie.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze do ust, kręcąc głową. Przekroczył granicę. Nie będę pozwalać jakimś nic nieznaczącym ludziom, by mnie obrażali i mówili mi, co mam robić. W kilka sekund zmniejszyłem odległość, która nas dzieliła i uderzyłem go mocno w szczękę, popychając na ziemię.
-Nie będziesz mi kurwa mówił, co mam do kurwy nędzy robić – krzyknąłem, kopiąc go w brzuch. Mężczyzna skulił się z bólu, a na jego twarzy pojawił się grymas. O, tak, zdecydowanie to jest to, co kocham.
-Zostaw mnie, dam ci pieniądze, wszystko co chcesz, ale zostaw mnie w spokoju – jęknął, gdy po raz kolejny poczuł uderzenie w okolicy żeber.
-Nie chcę twoich zasranych pieniędzy, chcę twojej śmierci – mruknąłem spokojnie, wyciągając z kieszeni swój scyzoryk i ukucnąłem przed mężczyzną, podnosząc palcem jego podbródek, by na mnie spojrzał. – Zalazłeś mi za skórę, a ci którzy to robią spotykając się ze śmiercią, pamiętaj – szepnąłem i wraz z wypowiedzeniem tych słów przejechałem ostrym scyzorykiem po jego szyi.
Odsunąłem się, patrząc na wylewającą się krew z jego tętnicy i westchnąłem cicho, siadając przed nim po turecku. Kochałem ten widok. Kochałem, gdy z szyi wypływa ogrom krwi, a dana osoba umiera przez brak tlenu i wykrwawienie. Od razu poczułem jak moje mięśnie się rozluźniają, a ciśnienie krwi spada. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam zabijać. To jest to, co sprawia, że jestem odprężony, odpoczywam przez to. Nachyliłem się nad mężczyzną, wycierając w jego koszulę swój scyzoryk, a ta od razu pokryła się czerwoną cieczą. Wyciągnąłem z jego kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem jeden pomiędzy swoje wargi, odpalając go. Zabita osoba i papierosy.. Niebo. Podniosłem się, otrzepując swoje spodnie i zaciągnąłem się mocno nikotyną, wypuszczając ją po chwili. Oh, zapomniałbym.. Wyciągnąłem ze swoich dresów małe pudełeczko i ostrożnie podniosłem jego powieki, wbijając w jego oczy szpilki.
-Wbijasz mi nóż w plecy, ja ci wbijam szpilki w oko – zaśmiałem się cicho na dobór swoich słów i pokręciłem głową. Tak, teraz jest idealnie. Uśmiechnąłem się do siebie i rzuciłem papieros na beton, gasząc go butem. Nareszcie prześpię całą noc. – Pozdrów moją mamę i siostrę – rzuciłem krótko.
Odwróciłem się, mając zamiar wrócić do szpitala, ale jeden dźwięk przykuł moją uwagę. Pisk. I to nie był byle jaki pisk. To był kobiecy pisk. Zmrużyłem oczy, chcąc coś dostrzec i zauważyłem, jak za kontenerem stoi jakaś osoba. Podszedłem bliżej, a ona wyszła mi na spotkanie.
-Maya.. – szepnąłem, gryząc swoją dolną wargę.
-Co ty do cholery zrobiłeś, Justin? – spytała cicho, ze łzami w oczach i przyłożyła rękę do ust.

Kurwa.



*
Rozdziały będą teraz pojawiać się po 12 komentarzach.

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 3

Justin's POV

Siedząc w tak zwanym "pokoju zwierzeń", gdzie wymienialiśmy się swoimi przeżyciami z przeszłości, całkowicie odpłynąłem nie skupiając się na tym o czym reszta grupy mówi.
Od kiedy się tutaj pojawiła czułem się dziwnie, tak jakbym znał ją już od urodzenia, to denerwujące. Maya Rose McCann. 
Tego kim jest dowiedziałem się z rozmowy, którą prowadziła z jednym z tutejszych lekarzy, swoją drogą bardzo go nie lubię, jest wścibski.
Uniosłem wzrok, gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia i od razu tego pożałowałem, ponieważ stała w nich Maya we własnej osobie.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale to mój pierwszy dzień i nie bardzo się tutaj odnajduje.. - wymamrotała, poprawiając swoje włosy i usiadła na jednym z krzeseł, które znajdowało się na przeciw mnie.
Dokładnie jej się przyjrzałem, oblizując swoje wargi. Muszę przyznać, że jest niczego sobie.
-Justin? Może teraz Ty powiesz coś o sobie? - powiedział lekarz, przez co wzrok wszystkich był skupiony teraz na mnie. Boże, tylko nie to.
-Nie mam ochoty, wolę posłuchać innych. - odparłem, wywracając oczami i chowając dłonie do kieszeni, usiadłem wygodniej na krześle, patrząc przed siebie.
-Mam nadzieję, że niedługo się przed nami otworzysz. - odpowiedział, na co tylko skinąłem głową. Nie zamierzam tego robić, nigdy nie otworzę się przed nikim z tych ludzi.
Kilka godzin później, gdy leżałem na swoim łóżku bawiąc się scyzorykiem usłyszałem pukanie do drzwi. Cholera, czy oni kiedykolwiek dadzą mi chwilę spokoju? Zirytowany podniosłem się zostawiając swoją zabawkę na łóżku i ruszyłem w stronę drzwi, otwierając je powoli. Widząc osobę stojącą przede mną, zmarszczyłem brwi zdezorientowany. Co ona tutaj robi?
-Hej, um.. musisz przyjąć te leki. - mruknęła, unosząc wzrok na moją twarz. Prychnąłem pod nosem, wpuszczając ją do środka swojego pokoju. Obserwowałem jej ruchy, gdy starannie położyła tacę z lekami na szafce przy moim łóżku. Widać, że jest tutaj nowa.
-To wszystko? Bo chcę odpocząć, a Ty mi w tym przeszkadzasz. - syknąłem, mrużąc oczy i uśmiechnąłem się fałszywie w jej stronę. Widząc, że jest zamyślona i kompletnie mnie nie słucha zmarszczyłem brwi podążając za jej wzrokiem. Kiedy zobaczyłem, że patrzy na mój scyzoryk podszedłem bliżej, by móc schować go do kieszeni.
-To wszystko? - powtórzyłem tym razem głośniej i zacisnąłem szczękę, czekając aż wyjdzie.
-Myślę, że trzymanie tutaj takich rzeczy jest nieodpowiednie. - odpowiedziała tym razem pewniej, znów kompletnie ignorując moje słowa. Mogę stwierdzić, że jest bardzo denerwująca.
Podszedłem bliżej niej, uważnie się jej przyglądając. Nie bała się mnie, co było trochę szokujące ze względu na poprzednie sytuacje z innymi pielęgniarkami.
-Myślę, że to nie jest Twoja sprawa i nie powinnaś się wtrącać, uwierz mi, tak będzie lepiej dla Ciebie. - szepnąłem blisko jej twarzy, co zapewne wywołało u niej dreszcze. Zaśmiałem się pod nosem, siadając na łóżku.
-Zobaczymy jeszcze, Justin. - wypowiedziała swoje ostatnie słowa, po chwili wychodząc z pokoju. Skąd znała moje imię? Oh no tak, lekarz na porannym spotkaniu go użył. Wręcz nienawidzę.
Sięgnąłem po tacę z lekami i zabrałem je, po chwili wszystkie wyrzucając do kosza. Zabawne, że nikt nigdy nie domyślił się co z nimi robię, nawet sprzątaczki. Ludzie są tacy głupi. Uchyliłem okno, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza i patrząc na widok przede mną westchnąłem cicho. Kraty na oknach i wysokie bramy sprawiały, że to miejsce wyglądało jak więzienie. Mówią, że to dla naszego bezpieczeństwa, ale jak widać nie starają się tak bardzo, bo wyszedłem stąd już kilka razy i nigdy mnie nie przyłapali.
Swoją drogą nie powinienem tu być, nie jestem takim psychicznym człowiekiem jak reszta osób z tego ośrodka. To, że zabijam ludzi, a moim przyjacielem jest głos, który podpowiada mi co robić, nie znaczy, że jestem jak oni, ponieważ oni są gorsi, uwierzcie mi. Może to brzmieć absurdalnie, ale tak jest. Poza tym myślę, że wystarczająco długo tutaj siedzę, prawie 2 lata, a jestem taką samą osobą, jaką byłem zanim się tutaj pojawiłem. Odchrząknąłem pod nosem, wyjmując scyzoryk i położyłem go na szafce obok pudełeczka moich szpilek. Szpilki są moim "znakiem rozpoznawczym", pewnie zastanawiacie się dlaczego, tak? Tak jak wspominałem, żadna z moich ofiar nie jest przypadkowa, każda osoba zawiniła mi w jakiś sposób. Znacie to powiedzenie, że nawet bliscy wbiją Ci nóż w plecy? Z racji tego, że nie mam zamiaru kupować tylu noży, bo to byłoby bez sensu, wybrałem właśnie szpilki. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.
-Justin.. - z przemyśleń po raz kolejny wyrwał mnie mój przyjaciel - Coś mi się nie podoba w tej dziewczynie, myślę, że musi wiedzieć gdzie jest jej miejsce.
-Mówisz o nowej pielęgniarce? Co masz dokładnie na myśli? - mruknąłem cicho, ponownie kładąc się na łóżku.
-Będzie naszą nową wyjątkową ofiarą, musimy się jej pozbyć. Najpierw zbliżysz się do niej, na tyle, aby Ci zaufała, a później... sam wiesz co robić.
-Mam ją zabić? Oczywiście, jeśli jest taka jak reszta pielęgniarek, łatwo mi to pójdzie. - uśmiechnąłem się pod nosem, na myśl o kolejnym łatwym celu, jakim jest Maya.

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 2

Maya’s POV

Poprawiłam swoje długie, ciemne włosy na ramionach, biorąc głęboki wdech i położyłam dłoń na klamce, otwierając ciężkie drzwi po czym weszłam do ogromnego holu. Rozejrzałam się dookoła i prychnęłam pod nosem, gdy wspomnienia zaczęły wypełniać moją głowę. Nie byłam w szpitalu psychiatrycznym, ale dwa lata spędziłam w poprawczaku, a według mnie można te instytucje uznać za bardzo podobne. Skoro już o mojej przeszłości mowa.. opowiem wam coś o sobie.
Jestem Maya Rose McCann, a właściwie Rose Smith. Pewnie teraz się zastanawiacie o co chodzi, tak? Zmieniłam imię i nazwisko. Musiałam. Nie miałam łatwego dzieciństwa. Nie dostawałam od rodziców tysiąca zabawek, nie chodziliśmy do kina, nie zabierali mnie do wesołego miasteczka. Nienawidziłam ich za to i to się nigdy nie zmieniło. Mój ojciec i moja matka pili, a co za tym idzie, bili mnie. Od tamtego czasu strasznie się zmieniłam.
Jestem silniejszą osobą i nie płaczę po kątach jak większość nastolatek w moim wieku, które robią z siebie wielce pokrzywdzone, bo chłopak, który im się podoba nie odwzajemnia ich uczuć. Zabawne. 
Nawiązując do miłości.. nie miałam nigdy w życiu motyli w brzuchu, nigdy nie byłam naprawdę zakochana. Miałam jednego przyjaciela, ale dupek mnie zostawił, gdy go najbardziej potrzebowałam. Przez to nie ufam ludziom. To parszywe istoty, które tylko czekają, aż powinie ci się noga, a oni wykorzystają to do maksimum. Ludzie nawet nie są warci mojej uwagi, to śmieci. Nauczyłam się żyć na własną rękę i dla samej siebie. Pomagałam rodzicom jak mogłam, a oni w zamian nie dawali mi nic. Dlatego też zabiłam ich. Czy żałuję? Pf, oczywiście, że nie. Niestety, wścibska sąsiadka mnie nakryła i trafiłam do poprawczaka w wieku 16 lat. Gdyby tego było mało, zauważyli moje dwie nieudane próby samobójcze. Miałam tam istne piekło, dlatego robiłam wszystko, by stamtąd wyjść. Kłamałam, że wszystko się zmieniło, jestem już czysta. Teraz mam 20 lat i chciałam zacząć wszystko od nowa, stąd zmiana nazwiska. Na dodatek zaczęły się odzywać te same myśli. Te głosy. Namawiają mnie do złego, ale są jedyną rzeczą jaka mi pozostała. 

Skierowałam swoje ciało w stronę pokoju socjalnego, które znajdowało się na pierwszym piętrze. Weszłam po schodach na górę, kurczowo trzymając swoją torbę i popchnęłam kolejne drzwi, wchodząc do większego pomieszczenia. Przy stoliku siedziały trzy kobiety w średnim wieku. Dałabym im mniej więcej 30. Były ubrane w białe fartuchy, jak na pielęgniarki przystało i akurat miały przerwę.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się do nich uprzejmie i odłożyłam torbę obok swojej szafki, oblizując powoli swoje usta.
-Cześć, Maya, miło cię widzieć, ślicznotko – odezwała się blondynka, kiwając do mnie głową. Zmarszczyła swoje brwi, słuchając komunikatu i wywróciła oczami, wzdychając ciężko. – Przepraszam was teraz, ale obowiązki wzywają – mruknęła po chwili, wstając z miejsca i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
I pomyśleć, że psycholka ma leczyć innych psycholi.. Przecież to jest śmieszne. Zabiłam ponad 10 osób i ja mam niby im mówić, jak mają żyć? Żałosne..
Pewnie teraz zastanawiacie się co ja tutaj robię, prawda? Odpowiedź jest prosta – zemsta. Chcę dotrzeć do chłopaka, który mnie zranił, jak nikt inny i zrobić to samo jemu. Zostawił mnie w najtrudniejszej chwili mojego życia, czego nigdy mu nie wybaczę. Nie jestem na niego zła. Jestem wściekła. I nic mnie nie powstrzyma, by zadać mu ostateczny cios.
Sprawnie się przebrałam w roboczy strój i spięłam włosy w wysokiego koka. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i uśmiechnęłam się do siebie. Nie byłam brzydką dziewczyną. Moje długie, czarne włosy idealnie kontrastują z równie ciemnymi oczami, a mój zgrabny, mały nosek pięknie łączy się z pełnymi, dużymi ustami. Figurę również mam nienaganną. Uważam, że mam kobiece kształty i dobrze się w nich czuję. Nie jedna dziewczyna może mi ich pozazdrościć.
Gdy ostatni raz poprawiłam swoje ubranie, zamknęłam szafkę i odwróciłam się na pięcie, biorąc głęboki wdech. Mój pierwszy dzień w pracy, pomyślałam, podchodząc do drzwi, z zamiarem wyjścia. I pierwszy dzień zemsty. Oczywiście, nigdy nie potrafią siedzieć cicho. Prychnęłam, wywracając oczami i wyszłam na korytarz, zagryzając lekko dolną wargę. Ruszyłam w kierunku jednej z sal, w której są pacjenci. Wybijała 19, więc musiałam podać im kolejną dawkę leków. Znam te gówna, którymi ich tu trują. Ale nie mówmy teraz o składzie lekarstw..
Wzięłam torbę, w której owe trutki się znajdowały i szłam wzdłuż holu. Kątem oka dostrzegłam, jak dwaj ochroniarze wyprowadzają z izolatki jednego chłopaka. Przystanęłam na chwilę, by się mu przyjrzeć i rozchyliłam swoje usta, cofając się o kilka kroków. To on. Ta umięśniona sylwetka, brązowe, postawione włosy i ten łobuzerski uśmieszek na jego twarzy. To ten, który zostawił mnie, jak gdyby nigdy nic. To ten, który olał mnie i wiódł swoje życie. Teraz, gdy się spotykamy już mi nie ucieknie. Osobiście tego dopilnuje.

-Miło cię widzieć po tylu latach rozłąki, Bieber. Nie powiem, tęskniłam – szepnęłam do siebie i uśmiechnęłam się pod nosem, wracając do swoich obowiązków.


*
Chciałam tylko poinformować, że rozdziały będą pojawiały się co 4-5 dni. Dziękujemy za każde wejście, komentarz i mamy nadzieję, że zostaniecie z nami do końca:)

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 1

Justin's POV

Spojrzałem na zakrwawione ciała leżące przede mną. Czy miałem wyrzuty sumienia? Czy żałowałem tego co zrobiłem? Odpowiedź jest prosta: nie.
Ona musiała cierpieć i ponieść konsekwencje za to, jaka była wobec mnie.
A Mary? Była po prostu uciążliwym bachorem, które nie było mi potrzebne do niczego. Musiałem je zabić, pragnąłem tego. Poza tym, Jason mówi, że tak trzeba, pomaga mi.
Jest moim najlepszym przyjacielem, traktuje go jak brata, którego nigdy nie miałem.
Pewnie zastanawiacie się gdzie on teraz jest, prawda? W mojej głowie.
Moim najlepszym przyjacielem jest głos o imieniu Jason, który podpowiada mi co robić. Pewnie uznacie mnie za jakiegoś psychola, ale on jest dla mnie naprawdę ważny.
Słucham go, bo nie chcę, by skrzywdził mnie jak kiedyś, gdy pojawił się po raz pierwszy. Uwierzcie mi, to było okropne.
-Dobra robota, Justin. - odezwał się, wyrywając mnie z przemyśleń, na co zachichotałem dumnie pod nosem, chowając swój, już czysty od krwi, nóż do tylnej kieszeni moich spodni i patrząc ostatni raz na moje ofiary, którymi była moja rodzicielka i młodsza siostra, po chwili wyszedłem z mieszkania. 

Kilka lat później

Obecnie mam 21 lat i popełniłem wiele zabójstw, po około 20 przestałem liczyć i możecie mówić co chcecie i jaki to zły jestem, ale miałem powody, aby to robić.
Każda z moich ofiar nie była przypadkową osobą. Zabijałem ludzi, którzy zasługiwali jedynie na śmierć. To bardzo proste.
Skrzywdziłeś, poniżyłeś lub po prostu bardzo wkurzyłeś Justina Biebera? Musisz cierpieć, musisz umrzeć, musisz zapłacić za to, jak mnie potraktowałeś.
Niestety, po moim ostatnim zabójstwie, trafiłem tutaj, do szpitala psychiatrycznego. Siedzę tu już od dwóch lat. Na początku było ciężko i nawet na kilka miesięcy straciłem kontakt z Jasonem przez te pieprzone leki.
Właśnie, na początku, bo teraz nauczyłem się jak mogę tu przetrwać. Tutejsze pielęgniarki są dosyć naiwne. Wystarczy, że puszczę do nich oczko i każda jest moja, zabawne, prawda?
Wykorzystywanie mojego uroku osobistego opanowałem do perfekcji, każdą z nich owijam sobie wokół palca, a później.... później po prostu zabijam.
Nauczyłem się również omijać całą tą szopkę z lekami, dzięki czemu Jason znów jest przy mnie.
Leżąc w swoim łóżku usłyszałem pukanie do drzwi, a po chwili pojawiła się w nich młoda pielęgniarka, której chyba wcześniej tutaj nie widziałem. Możliwe, że się mylę, jest ich tutaj pełno, ale nieważne.
-Czego? - warknąłem, marszcząc brwi i uniosłem wzrok na jej drobną osobę podnosząc się powoli i chowając swój scyzoryk podszedłem bliżej, przechylając lekko głowę w bok. Widzę w jej oczach pewnego rodzaju strach. Naprawdę jestem taki straszny? Zaśmiałem się cicho na swoje myśli, gdy dziewczyna w końcu się odezwała.
-Musisz zejść na dół, na kolację. - odpowiedziała głosem pewnym siebie, ale w jej wypowiedzi nadal brzmiała nutka niepewności.
Po chwili speszona moim wzrokiem wyszła z pokoju, szybciej niż tu weszła. To naprawdę satysfakcjonujące, że wszyscy się mnie boją, lubię mieć kontrolę nad wszystkim.
Rozejrzałem się po swoim pokoju, upewniając się, że wszystko czego nie powinien widzieć nikt inny oprócz mnie jest schowane. Wyszedłem na korytarz, spoglądając na boki i nie widząc nikogo odetchnąłem pod nosem.
Zawsze wolałem być sam. Tylko ja i Jason.

czwartek, 16 lipca 2015

Prolog

Gdybyście na niego spojrzeli, jednoznacznie byście stwierdzili, że wygląda na typowego chłopaka. Modne ubrania, nienaganny wygląd.. Jednak, czy można nazwać człowieka normalnym, gdy ten znajduje młode i naiwne kobiety, gwałci je, a potem zabija w dość ohydny i brutalny sposób? Nie dość przekonywujące? To co powiecie na to, że zrobił to własnej matce i 6 letniej siostrze? Nadal myślicie, że jest jak każdy inny? Porozmawiamy wtedy, gdy zostawi was z odciętymi palcami, na środku drogi. A, i oczywiście jego znak rozpoznawczy. Szpilka wbita w prawe oko.

Na co dzień można się co do niego pomylić i już nie raz udało mu się zmiękczyć serce nie jednej pielęgniarki w szpitalu psychiatrycznym. Wmawiał im, że się zmienił, rozpoczyna nowe życie, a one wypuszczały go na wolność, jak gdyby jego przeszłość nie miała żadnego znaczenia. Natomiast wieczorem, zamienia się w seryjnego mordercę bez ani grama serca, czy duszy. Jedynymi jego przyjaciółmi są mały scyzoryk, który nosi w kieszeni swoich spodni i oczywiście pudełeczko szpilek, dzięki którym zaznacza swoje ofiary.

Co się stanie, gdy do szpitala przyjmą młodziutką i piękną stażystkę, o której przeszłości nie mają zielonego pojęcia? Jak zareagują na to, gdy dowiedzą się, że jest ona jeszcze gorsza od wszystkich pacjentów zebranych razem?