Justin’s POV
Oblizałem swoje pełne wargi, obmyślając w głowie plan.
Dzisiaj jest ten dzień, dzisiaj nareszcie będę w swoim żywiole. Odwróciłem
głowę w bok, patrząc na kraty w oknach i skrzywiłem się lekko, dziękując w
duchu, że jest już dosyć ciemno. Wyciągnąłem spod poduszki swój scyzoryk i
obróciłem go w dłoni kilka razy, uśmiechając się pod nosem. Tak bardzo tęsknię
za zabijaniem, za widokiem krwi, za błagającym wyrazem twarzy tych wszystkich
ludzi, którzy umierają w męczarniach. Tym żyję, tym oddycham. Mówcie sobie co
chcecie, że jestem psychiczny, że powinienem się leczyć.. I tak mam to w dupie.
Podniosłem się z łóżka, poprawiając swoje brązowe włosy i
zagryzłem dolną wargę, rozglądając się dookoła. Zaraz przyjdzie pielęgniarka,
bym zszedł na dół, do głównego pokoju, wiecie, taki w którym wszyscy pacjenci
się spotykają, rozmawiamy i takie tam. No tak, oni grają w karty, a ja w tym
czasie zabijam ludzi. Różne są hobby.. Spojrzałem w stronę drzwi, które się
otworzyły, a w nich ukazała się ta
pielęgniarka. Zmierzyłem ją od góry do dołu i powoli oblizałem swoje wargi. Mam
ją zabić, ale cholera, jest gorąca. Maya. Takie
słodkie imię i taka słodka twarzyczka. Ciekawe jak to jest być nad nią i ją
ostro pieprzyć.. Pewnie idealnie zaciskałaby się na moim.. Dobra, Bieber, hej,
nie pędź tak daleko. Spokojnie.
Pokręciłem głową, wyrzucając te myśli ze swojego umysłu i
ruszyłem za nią, schodząc na dół. Wsunąłem ręce do kieszeni swoich dresów i
westchnąłem, gdy Maya popchnęła drzwi i weszła do wielkiej sali. Zacisnąłem
swoje wargi, zajmując miejsce obok jakiegoś blondyna i oparłem się wygodnie o
krzesło, udając, że słucham ich jakże fascynującej rozmowy. Muszę tu posiedzieć
z 20 minut, by nie było żadnych podejrzeń i wyjdę ukradkiem tylnym wyjściem,
które nie jest pilnowane. Pewnie zastanawiacie się skąd to wiem? No cóż.. Nie
siedzę tu tydzień, by znać już cały plan budynku. Wiem dokładnie, gdzie stoją
ochroniarze, o której godzinie zamykają drzwi. Wiem po prostu wszystko.
Warknąłem, gdy poczułem szturchnięcie w żebro od blondyna i
przyłapałem się na tym, ze cały czas patrzyłem na Maye. Kurwa.
-Niezła jest ta nowa, prawda? – uśmiechnął się złośliwie
chłopak, wskazując na nią brodą. – Muszę użyć swojego uroku i zacząć z nią
trochę poflirtować.
-Ta, jasne – prychnąłem, nie chcąc go dłużej słuchać. On i
jego urok? Niech mnie nie rozśmiesza. Maya nigdy nie będzie jego, bo ona już
teraz należy do mnie.
Maya’s POV
Poczułam, jak moje policzki robią się lekko czerwone, gdy
zauważyłam, że Justin ciągle się na mnie patrzy. O co mu chodzi? Przypomina
mnie sobie? Wie już kim jestem? Zabije mnie teraz? Nie, to niemożliwe. Gdyby
wiedział kim jestem, byłby wobec mnie inny. Zagadałby do mnie. Aż mi się rzygać
chce na tę myśl. Wspominałam już jak cholernie go nienawidzę?
-Chyba wpadłaś w oko naszym pacjentom, wszyscy na ciebie
patrzą – szepnęła do mnie Marie, jedna z pielęgniarek. – Tylko uważaj, bo oni
to potrafią idealnie wykorzystać.
-Spokojnie, jestem tutaj, by pracować, a nie wdawać się w
romanse. Będę ostrożna – skinęłam głowa, uśmiechając się do niej lekko.
-To dobrze, ale szczególnie uważaj, na Biebera. Sama
przeczytałaś już na pewno jego dokumenty i wiesz jakie ma usposobienie –
westchnęła cicho, siadając wygodniej na krześle i rozejrzała się dookoła. Oj,
ja już to osobiście wiem..
-Wiem, wiem, dam sobie radę, może i jestem młoda, ale jednak
doświadczona przez życie – zachichotałam, wzruszając swoimi ramionami.
Gdy Marie już nic nie odpowiedziała, nagle do głowy wpadła
mi jedna rzecz. Jego scyzoryk. Przecież pacjenci tutaj nie mogą mieć ostrych
rzeczy, wszystkie oddają na wejściu. Jak mu się udało go przemycić? I po co mu
ten scyzoryk? Na pewno nie po to, by obierać sobie jabłka. Zagryzłam mocno
dolną wargę, bojąc się, że moje przypuszczenia mogą się okazać prawdą.
Rozejrzałam się dookoła, chcąc wychwycić wzrok Justina, ale bezskutecznie.
Cholera, nie ma go.
Justin’s POV
Jakie to było proste, jak zawsze. Wszyscy są tu tak naiwni i
głupi, że nawet nie wiedzą, co wokół nich się dzieje. Bez problemu wyszedłem z
sali, by udać się do tylnego wyjścia i nawet się nie obejrzałem, a już byłem na
zewnątrz. Przymknąłem swoje powieki, czując delikatny powiew zimnego wiatru na
swojej twarzy i uniosłem swoje kąciki ust do góry. Dawno kogoś nie zabiłem.
Trzy dni temu.. To zdecydowanie za długa przerwa jak dla mnie. Jestem
uzależniony. Tak jak narkoman od narkotyków, alkoholik od alkoholu, palacz od
papierosów. Ja jestem uzależniony od zabijania i gdy tego nie robię, włącza się
taki ‘’głód’’. Od razu ręce zaczynają mi drżeć, oddech staje się szybszy, a
krew szybciej krąży. Uzależniony człowiek mnie na pewno rozumie.
Ruszyłem w stronę swojego miejsca, gdzie zazwyczaj przebywa
moja kolejna ofiara. Wspominałem już, że zabijam te osoby, które na to
zasługują. Teraz skupiłem się na mężczyznę w podeszłym wieku. Ma dwójkę dzieci,
żonę, ładny dom, samochód, a co za tym, idzie dobrze płatną pracę. Czemu chcę,
by umarł? Proste. Był jedną z tych osób na widowni, w sądzie, kiedy wydali na
mnie wyrok o umieszczenie w zakładzie psychiatrycznym. Idiota chciał bym tam
poszedł. Teraz to jego ‘’tak’’ się przeciw niemu nieźle obróci.
Wywróciłem swoimi oczami, stając przed drzwiami klubu ze
striptizem i zaśmiałem się pod nosem. Idealny mąż, idealny ojciec.. Wszedłem do
środka, a do moich nozdrzy od razu dotarł zapach papierosów i alkoholu.
Zapaliłbym sobie coś i to natychmiast. Rozejrzałem się dookoła i oblizałem
powoli swoje usta. Wystrój był oczywiście w kolorach ciemnych, przeważał czarny
i czerwony. Na środku był bar, na którym tańczyło kilka kobiet. Gdzieniegdzie
były poustawiane klatki, w których tańczyły striptizerki, w swoich obcisłych
strojach. Nie powiem, ale zrobiło mi się trochę nieprzyjemnie w bokserkach. W
środku było dużo ludzi, szczególnie mężczyzn. Zaśmiałem się pod nosem, gdy
jedna z dziwek prowadziła do osobnego pokoju starszego mężczyznę. Gdybym nie
był tutaj z misją, pewnie też bym tam wylądował..
Odnalazłem wzrokiem swoją ofiarę i powoli do niego
podszedłem. Usiadłem obok niego, a temu o mało co oczy z orbit nie wyleciały.
Przezabawny widok.
-Pamiętasz mnie? – wychrypiałem, patrząc na dziewczynę,
która tańczyła na stole, przy którym siedzieliśmy. Miała nie więcej niż 21 lat,
długie, blond włosy i o dziwo, mało makijażu na swojej twarzy. Ubrana była
tylko w czarne stringi. W tak młodym wieku jebać sobie życie. Jestem chyba
hipokrytą, bo ja mam tyle samo co ona. No ale ja to inna historia.
Spojrzałem na mężczyznę, który z trudem przełknął ślinę i
poprawił swój krawat, przenosząc na mnie wzrok.
-Jesteś Justin Bieber. Nie sądziłem, że tak szybko cię
wypuszczą – mruknął cicho, upijając łyka swojego drinka.
-Jak to miło, że nadal mnie pamiętasz. A tak na marginesie,
to nadal tam siedzę, po prostu wybrałem się na mały spacer – uśmiechnąłem się
do niego sztucznie, obserwując jego reakcję.
-Więc.. co ty.. co ty tu robisz? – zająkał się, odstawiając
szklankę na stół i rzucił kilka banknotów pod nogi dziewczyny.
-Chciałem zobaczyć, co u mojego starego kumpla słychać. Co,
już nie możemy powspominać sobie starych czasów? Jak to wysłałeś mnie do
psychiatryka? – warknąłem, zaciskając swoją szczękę i zacząłem szybciej
oddychać.
-Należało ci się, zabiłeś swoją matkę i siostrę, jak ci nie
wstyd – prychnął, wywracając swoimi oczami. O nie, tego już za dużo. Nikt nie
będzie wywracał na mnie oczami.
Podniosłem się ze swojego miejsca, dając złudną nadzieję,
swojemu przyjacielowi, że chcę odejść. Złapałem go mocno za ramię i szarpnąłem
nim, by szedł za mną.
-Idziesz za mną, albo zrobimy małą szopkę – warknąłem,
przeciskając się przez ludzi, by dojść do wyjścia. Gdy byliśmy już na zewnątrz,
skierowaliśmy się w opuszczoną uliczkę, która nie była daleko od klubu. Popchnąłem
mężczyznę przed siebie i przekrzywiłem głowę na bok. – Teraz mnie posłuchaj,
musisz zapłacić za to co mi zrobiłeś kilka lat temu swoim życiem.
-Nie, proszę cię, ja mam rodzinę, mam dzieci i żonę, co oni
zrobią beze mnie – szepnął błagalnie, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko. Ciągle
to samo, rodzina, dzieci, blablabla.
-Gówno nie rodzina. Gdybyś wiedział co to jest, nie
siedziałbyś w klubie ze striptizem i gapił się na nagie panienki, które zapewne
później pieprzysz – warknąłem, zaciskając dłonie w pięści i zrobiłem krok w
jego stronę.
-I ty będziesz mi mówić, co to jest rodzina? Ty, który
zabiłeś swoją matkę i siostrę, będziesz mnie pouczał na czym polega bycie mężem
i ojcem? – prychnął śmiechem, kręcąc głową. – Nie rozśmieszaj mnie.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze do ust, kręcąc głową.
Przekroczył granicę. Nie będę pozwalać jakimś nic nieznaczącym ludziom, by mnie
obrażali i mówili mi, co mam robić. W kilka sekund zmniejszyłem odległość,
która nas dzieliła i uderzyłem go mocno w szczękę, popychając na ziemię.
-Nie będziesz mi kurwa mówił, co mam do kurwy nędzy robić –
krzyknąłem, kopiąc go w brzuch. Mężczyzna skulił się z bólu, a na jego twarzy
pojawił się grymas. O, tak, zdecydowanie to jest to, co kocham.
-Zostaw mnie, dam ci pieniądze, wszystko co chcesz, ale
zostaw mnie w spokoju – jęknął, gdy po raz kolejny poczuł uderzenie w okolicy
żeber.
-Nie chcę twoich zasranych pieniędzy, chcę twojej śmierci –
mruknąłem spokojnie, wyciągając z kieszeni swój scyzoryk i ukucnąłem przed
mężczyzną, podnosząc palcem jego podbródek, by na mnie spojrzał. – Zalazłeś mi
za skórę, a ci którzy to robią spotykając się ze śmiercią, pamiętaj – szepnąłem
i wraz z wypowiedzeniem tych słów przejechałem ostrym scyzorykiem po jego szyi.
Odsunąłem się, patrząc na wylewającą się krew z jego tętnicy
i westchnąłem cicho, siadając przed nim po turecku. Kochałem ten widok.
Kochałem, gdy z szyi wypływa ogrom krwi, a dana osoba umiera przez brak tlenu i
wykrwawienie. Od razu poczułem jak moje mięśnie się rozluźniają, a ciśnienie
krwi spada. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam zabijać. To jest to, co
sprawia, że jestem odprężony, odpoczywam przez to. Nachyliłem się nad
mężczyzną, wycierając w jego koszulę swój scyzoryk, a ta od razu pokryła się czerwoną
cieczą. Wyciągnąłem z jego kieszeni paczkę papierosów i wsunąłem jeden pomiędzy
swoje wargi, odpalając go. Zabita osoba i papierosy.. Niebo. Podniosłem się,
otrzepując swoje spodnie i zaciągnąłem się mocno nikotyną, wypuszczając ją po
chwili. Oh, zapomniałbym.. Wyciągnąłem ze swoich dresów małe pudełeczko i
ostrożnie podniosłem jego powieki, wbijając w jego oczy szpilki.
-Wbijasz mi nóż w plecy, ja ci wbijam szpilki w oko –
zaśmiałem się cicho na dobór swoich słów i pokręciłem głową. Tak, teraz jest idealnie.
Uśmiechnąłem się do siebie i rzuciłem papieros na beton, gasząc go butem.
Nareszcie prześpię całą noc. – Pozdrów moją mamę i siostrę – rzuciłem krótko.
Odwróciłem się, mając zamiar wrócić do szpitala, ale jeden
dźwięk przykuł moją uwagę. Pisk. I to nie był byle jaki pisk. To był kobiecy
pisk. Zmrużyłem oczy, chcąc coś dostrzec i zauważyłem, jak za kontenerem stoi
jakaś osoba. Podszedłem bliżej, a ona wyszła mi na spotkanie.
-Maya.. – szepnąłem, gryząc swoją dolną wargę.
-Co ty do cholery zrobiłeś, Justin? – spytała cicho, ze
łzami w oczach i przyłożyła rękę do ust.
Kurwa.
*
Rozdziały będą teraz pojawiać się po 12 komentarzach.