sobota, 19 września 2015

Rozdział 8


Justin’s POV

Wróciłem do swojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi, siadając na łóżku. Szczerze mówiąc, spotkanie Jack’a strasznie mnie zdziwiło. Zawsze był odpowiedzialnym i grzecznym chłopakiem, który chciał iść na prawo, a wylądował w psychiatryku. Ale skoro robi to co lubi, to nie mam nic przeciwko. Jest naprawdę dobrym znajomym. Nieraz mi pomógł w trudnej sytuacji i jestem mu za to wdzięczny. Krył mnie już kilka razy i nigdy nie wydał, więc wiem, że mogę mu zaufać. Jednak ciekawi mnie, czemu pomyślał, że Maya to Rose. No okej, są do siebie bardzo podobne, obie mają długie, brązowe włosy, duże oczy i nawet bym powiedział, że są takiego samego wzrostu. Rozmawiało mi się z Mayą tak, jakbym ją znał kilka ładnych lat,  ale to nie może być Rose, bo ona..

Bo ona nie żyje.


*flashback*
Wszedłem zdenerwowany do swojego domu i rzuciłem telefonem o ścianę, wsuwając dłoń w swoje włosy i pociągnąłem za ich końcówki. Dawno nie byłem tak zdenerwowany. Czułem, jak ciśnienie mi się podnosi, a krew gorączkowo buzuje w żyłach. Mój oddech był przyśpieszony, a ciało trzęsło mi się jak galaretka. Kocham być wkurwiony, ale wszystko ma swoje granice.
Jakiś pedał nie zapłacił za dragi i teraz ja mam za to płacić. Ale on to zrobi prędzej czy później i nie pieniędzmi, ale swoim życiem.
-Boże, co tu się dzieje, opanuj się trochę, Bieber – mruknął Chad, mój przyjaciel, wychodząc z kuchni i wszedł do salonu, opierając się o ścianę obok kanapy. – Musimy poważnie porozmawiać i to nie jest czas na żarty, więc odstaw na chwilę swoją złość – mruknął, wywracając oczami i usiadł naprzeciwko mnie, wzdychając cicho.
-Oho, już się boję – wywróciłem oczami, nie zwracając nawet na niego uwagi i wstałem z kanapy, idąc do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem z niej puszkę piwa, wracając na swoje poprzednie miejsce. – Dlatego nikogo nie ma w domu, byśmy mogli poważnie porozmawiać? – zaśmiałem się cicho, kręcąc głową.
-Nie będzie ci do śmiechu, jak ci to powiem, więc kurwa odłóż to piwo i mnie wysłuchaj – warknął, uderzając dłońmi o stół i podniósł się z miejsca, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
Tak, Chad też miał wybuchowy charakter i uwierzcie mi, reszcie chłopakom strasznie trudno z nami mieszkać pod jednym dachem.
-Dobra, mów co masz mówić i idź stąd, chcę obejrzeć mecz i wypić piwo – westchnąłem ciężko, włączając telewizor i otworzyłem puszkę, upijając łyka. Od razu się uśmiechnąłem i niechętnie przeniosłem wzrok na chłopaka, bo wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, nie zacznie mówić. I przysięgam, nigdy bym tego nie zrobił, gdybym wiedział co ma zamiar mi powiedzieć.
-Rose nie żyje – szepnął, zakładając kurtkę i wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie kompletnie rozbitego.
*the end of flashback*


To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie zdajcie sobie sprawy jak to jest usłyszeć, że najważniejsza osoba w twoim życiu nie żyje, że jej już nie ma. Nigdy jej nie przytulisz, nie zobaczysz jej pięknego uśmiechu, nie ujrzysz tych małych dołeczków, które robiły się jak unosiła w górę swoje kąciki ust. Te trzy słowa kompletnie mnie dobiły. Wtedy też pierwszy raz płakałem. I obiecałem sobie, że ostatni.
Ponoć ją zabili. Wiecie, mam swoich wrogów, którzy zrobią wszystko, bym tylko cierpiał i udało im się to. Załamałem się totalnie. Wszyscy, którzy ze mną żyli, znali mnie, wiedzieli, jak cholernie mi na niej zależy i jak mocno ją kochałem. Okej, może ją wtedy zostawiłem, nie powinienem tego robić i chciałem to naprawić, uwierzcie mi, chciałem do niej pojechać, wziąć w swoje ramiona i powiedzieć jej, że nigdy już jej nie opuszczę, ale nie zdążyłem.. Zabiła wtedy swoich rodziców i mnie potrzebowała, a ja jak chuj uciekłem. Nawet jej nie przeprosiłem.. Miałem z tego powodu cholerne wyrzuty sumienia, bo wiedziałem też, że byłem jedyną osobą do której mogłaby się wtedy zwrócić. Nie wiecie ile bym dał za cofnięcie czasu. Nigdy bym jej wtedy nie zostawił, a ona by żyła.
Przez całe tygodnie piłem, ćpałem, zabijałem. To stało się moją rutyną. Tylko ona trzymała mnie w linii prostej. Nikt nie miał takiego wpływu na mnie jak ona. Wszyscy mi powtarzali, że jestem strasznym mięczakiem dla niej, ale ja się o nią tylko troszczyłem. Opiekowałem się nią najlepiej jak potrafiłem, chciałem, by miała wszystko, co tylko zapragnęła. Nieba bym jej przybliżył, by była tylko szczęśliwa. Byłem w niej zakochany po uszy. Jestem chujem, ale nie życzę nawet swojemu największemu wrogowi, by usłyszał, że najważniejsza osoba w jego życiu nie żyje.
Ale nie mówmy o tym, nie będę już po niej płakał. Zawsze będzie miała miejsce w moim sercu i to się nigdy nie zmieni.

Bo w końcu nie zapomina się ludzi, którzy uratowali ci życie, prawda?


*
Rozdział dedykowany najlepszej na świecie spinelessbieber!!!

10 komentarzy:

  1. C U D O W N Y #psychofanka1

    OdpowiedzUsuń
  2. y to jakis zart chyba 100000000/10 / najwieksza fanka #1 debor ps. Chce dedyk w nastepnym;*

    OdpowiedzUsuń
  3. CO. TO JEST IDEALNE ALE DLACZEGO TEN ROZDZIAŁ SIĘ TAK SKOŃCZYŁ. CHCE WIECEJ.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jakie smutne:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem opowiadanie super i mysle ze powinnyscie sie bardziej postarac zeby je rozglosic moze popytajcie innych zeby was polecili

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę chce nastepny !!
    To jest cudowna historia!! ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  7. #nieprzyjemneparciewbokserkach

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy będziesz kontynuować na wattpadzie jeszcze ????

    OdpowiedzUsuń